niedziela, 20 grudnia 2015

I. Grimmauld Place 12

Niektórzy ludzie mają w sobie coś, czego innym brakuje. Czujemy do nich szczególną więź. Szczególne przywiązanie. Kiedy nie ma ich przy nas, doznajemy uczucia dziwnej pustki w sercu. Zaś gdy dowiadujemy się, że są w niebezpieczeństwie, odnosimy wrażenie, jakby życie straciło sens. Ulatuje z nas cała siła, a każda czynność wydaje się ciągnąć w nieskończoność. Wiemy, że jeśli zaraz nie dostaniemy jakichś nowych informacji dotyczących ich stanu, oszalejemy. Zwariujemy.
Takie osoby są najcenniejsze. Istnieje niewidzialna nić porozumienia, która znajduje się między nami, a owymi ludźmi. Jest to coś znacznie większego, znacznie silniejszego niż przyjaźń. Trzeba jedynie pamiętać, by trzymać je obok siebie i nie dać im odejść. Naprawdę trudno pozbierać się po ich utracie.

***

W siedzibie Zakonu Feniksa, znajdującej się przy ulicy Grimmauld Place 12, panowała napięta atmosfera. Wszyscy przejmowali się losem Dracona i Hermiony, którzy podczas swojej misji, którą wykonywali wraz z Cho Chang, zniknęli bez śladu. Dzięki kilku szpiegom, których mieli w szeregach Czarnego Pana, zdołali się dowiedzieć, iż powodem ich zaginięcia była owa Azjatka. Jednakże jedynie najbliżsi słudzy Voldemorta wiedzieli, gdzie trzymano tę dwójkę, jeśli jeszcze nie zostali zabici.
Pani Weasley nerwowo krążyła po kuchni. Zdążyła dzisiaj przypalić jedno ciasto oraz rozgotować makaron, który miał trafić do zupy. Hermiona była dla niej niczym córka, a jej zniknięcie sprawiło, że nie potrafiła się na niczym skupić. Właśnie starała się przygotować kolację, jednak nie miała pojęcia, od czego zacząć, dlatego też przechodziła się, sprawdzając zawartość szafek bez konkretnego celu. Nie mogąc wytrzymać napięcia, usiadła na krześle i pozwoliła kilku samotnym łzom opuścić jej smutne oczy. Spojrzała za okno. Rozpościerający się za nim krajobraz powoli zaczynał ogarniać mrok. Gdzieś tam, daleko, musiała znajdować się ta dwójka. Całkowicie bezbronna dwójka młodych osób.
— Och, Merlinie... — wyszeptała łamiącym się głosem. — Pomóż... pomóż im przeżyć i... i bezpiecznie wrócić do domu...
Nie dostała żadnej odpowiedzi. Przymknęła oczy i zaczęła głęboko oddychać, mając na celu uspokojenie swych skołatanych nerwów. Bała się o nich. Była przerażona coraz to nowszymi wizjami, które narzucał jej własny mózg. Z powrotem otworzyła oczy i gwałtownie wstała z krzesła, poprawiając przy tym fartuch, który miała na sobie. Rude włosy sterczały jej na wszystkie strony. Były w wielkim nieładzie, lecz ona nie widziała potrzeby i sensu poprawiania ich. Uznała, że najlepiej się czymś zająć, by chociaż na chwilę przestać zamartwiać się problemami. Wyszła z kuchni i udała się do pokoju swojej córki, by móc z nią porozmawiać.
Gdy otworzyła drzwi, zastała tam całą trójkę dzieciaków, Ginny, Rona i Harry'ego, siedzących na podłodze.
— Och, cześć, mamo! — powiedział Ron. — Wiadomo coś nowego o... Hermionie i... no, Malfoyu?
— Nie, kochani. Wciąż żadnych informacji. Chodźcie na dół, pomożecie mi szykować kolację. I spróbujcie przestać się zamartwiać. Obecnie w niczym nam to nie pomoże.
Po tych słowach Molly opuściła pokój i udała się do kuchni. Chwilę później dołączyła do niej dwójka młodych Weasleyów i Potter. W całym domu było szczególnie smutno i smętnie. Nikt nie zdobył się na choć jeden, krótki żart, ani nie odzywał się bez potrzeby. Kolacja z pozostałymi członkami Zakonu także nie wyglądała lepiej. Godziny dłużyły się, nikt nie wiedział, co ze sobą zrobić. Niedługo po posiłku, pełnoletni czarodzieje zebrali się, by przedyskutować plan działania. Niestety, w tej sytuacji nie dało się zrobić zbyt wiele. Musieli czekać na więcej informacji, dotyczących stanu nastolatków.

***

Z pokoju Harry'ego, Rona i, do niedawna, Hermiony dobiegały odgłosy ożywionej rozmowy. Dwaj czarodzieje siedzieli na swoich łóżkach i zawzięcie dyskutowali o tym, co powinni teraz zrobić.
— Ron, ja także się niepokoję, lecz w tej sytuacji nie mamy jak im pomóc.— powiedział zniecierpliwionym głosem Harry. — To jest po prostu nierealne, rozumiesz?
— Ale tam jest Hermiona! Nasza Hermiona, Harry! Sądzisz, że mamy to tak zostawić, siedzieć tu na tyłkach i nic nie robić?
— To w takim razie oświeć mnie, jak mielibyśmy to zrobić? — warknął zirytowany Harry. — Nie wiemy nawet, gdzie się znajdują! A gdybyśmy nawet wiedzieli, nie moglibyśmy po prostu wtargnąć do miejsca pełnego śmierciożerców, z którego na pewno nie wyszlibyśmy żywi. Zastanów się, Ron!
Harry rzadko wybuchał tak wielkim, niepohamowanym gniewem. Jednak jeżeli już się to zdarzało, musiał mieć naprawdę istotny powód. Tak też było tym razem. Zachowanie stoickiego spokoju, podczas gdy jedna z najważniejszych dla niego osób znajdowała się w śmiertelnym niebezpieczeństwie, było niemożliwe.
— Poza tym... — dodał ściszonym tonem, gdy już się uspokoił. — My nawet nie wiemy, czy oni żyją.
— Nawet tak nie mów, Harry! — Rudzielec otworzył szeroko oczy i spojrzał z wyrzutem, zmieszanym z niedowierzaniem na przyjaciela. Nie wierzył, że mógł on powiedzieć coś takiego. Przecież Hermiona musiała żyć! I Malfoy... Malfoy również! Mimo, że przez sześć lat szkoły szczerze go nienawidził, w tym momencie poczuł do niego coś na wzór współczucia. — Hermiona i... i Malfoy nie mogli umrzeć.
— Bądźmy szczerzy, Ron. Wszystko się mogło zdarzyć. Dobrze o tym wiesz.
— Ale ona jest zbyt dzielna! Zresztą sam wiesz, że Malfoy także jest silny. Oni sobie poradzą!
— Pamiętaj, że ich jest tylko dwóch. A śmierciożerców mogło być tam wielu.
— Harry, czy możesz przestać?! — tym razem to Weasley nie mógł zapanować nad zdenerwowaniem. Poderwał się z łóżka i podszedł krok do przodu. — Cały czas przewidujesz same czarne scenariusze. Weź się w garść i zacznij myśleć pozytywnie, a nie zgrywać pesymistę. To nam nie pomaga. Wręcz przeciwnie.
— Och... — Harry westchnął ciężko i ukrył twarz w dłoniach, by po pięciu sekundach z powrotem ją podnieść i spojrzeć Ronowi prosto w oczy. — Przepraszam.
— Nie ma za co, stary. A teraz chodźmy, zróbmy coś ciekawego, bo zaraz umrę tu z nudów i zdenerwowania.
— Myślę, że to dobry pomysł. Gdzie idziemy? W końcu nie powinniśmy wychodzić z kwatery, a tutaj nie ma nic ciekawego do roboty, chyba że interesuje cię zmywanie naczyń. Wtedy to już inna sprawa.
Te słowa Ron skwitował szczerym, szerokim uśmiechem. Następnie obaj skierowali się do wyjścia z pomieszczenia i udali się do pokoju Freda i George'a. Żaden z nich nie lubił tego domu. Wszystko było tu mroczne, w powietrzu czuło się tajemniczość tego miejsca. Obecnie przytłaczała ich jeszcze napięta atmosfera. Dosłownie wszyscy chodzili zdenerwowani. Z łatwością można było doprowadzić każdego do krzyku, a  nawet płaczu. Tego dnia Ginny szlochała już dwa razy, co było niesamowitym szokiem dla każdego, kto ją znał. Wiedzieli oni bowiem, iż jest to twarda, dzielna dziewczyna, którą naprawdę ciężko wyprowadzić z równowagi. Jednak zniknięcie Hermiony okazało się mocnym ciosem dla członków zakonu. Nazajutrz do kwatery miał przybyć sam profesor Dumbledore, by porozmawiać z innymi dorosłymi.
Właśnie. Dorosłymi. To nie dawało Harry'emu spokoju. Dlaczego tylko starsi mogli wiedzieć, co się działo z jego przyjaciółką? Uważał, że był na tyle dojrzały, aby wiedzieć, co dzieje się w świecie czarodziejów, w szczególności, że ta sprawa dotyczyła także jego. W końcu to on był jednym z największych, jeśli nie największym, wrogiem Voldemorta. Miał zamiar zatrzymać dyrektora i chwilę z nim porozmawiać. Nie zamierzał dalej żyć w nieświadomości, traktowany niczym mały dzieciak.

Kiedy dotarli do drzwi, dzielących ich od pokoju bliźniaków, chłopak w końcu uwolnił się od dręczących go myśli. Po paru sekundach od zapukania dało się usłyszeć głośne skrzypienie, a następnie oczu obu chłopców ukazał się niemalże doszczętnie zrujnowany pokój. Ściany, oprócz tego, że były czymś mocno ubrudzone, dodatkowo w niektórych miejscach miały na sobie smołę. Lampka, wcześniej stojąca na biurku, teraz leżała stłuczona na podłodze.
— Co wyście tu, do cholery, robili? — spytał Ron, przekraczając  próg.
— Testowaliśmy nasz nowy wynalazek — odparł Fred.
— Czyli tak zwany... właściwie nie ma jeszcze nazwy — dodał George. — Ale jest to mała, czarna kuleczka.
— Wystarczy, że rzucisz nią o ziemię tak, by się rozbiła, a eksploduje, wydając przy tym straszny hałas, zasmoli wszystko dookoła i zadymi całe pomieszczenie — dokończył Fred. — Przydatne, nie?
— Hermiona nie byłaby zadowolona — rzucił Ron, zanim zdążył się powstrzymać, za co przyjaciele zgromili go swymi wściekłymi spojrzeniami.

***

Było już dawno po północy, za oknami panował mrok. W całym domu paliła się tylko jedna lampka. Niedawno zakończyło się spotkanie członków Zakonu Feniksa, w tej chwili w ciemnej, opanowanej smutkiem, otaczającym cały dom, zaglądającym do każdego kąta, każdej pojedynczej szuflady kuchni zostały tylko dwie osoby. Artur i Molly Weasleyowie. Siedzieli przy dużym, starym stole, wykonanym z ciemnego drewna. Stojące na nim dwa parujące kubki, co chwila podnoszone były do ust właścicieli. Rozmawiali po cichu, prawie szeptem tak, by nikogo nie obudzić.
— Arturze... Tak bardzo martwię się o Hermionę  — powiedziała Molly łamiącym się głosem. — Po tym wszystkim, co przeszła razem z Harrym i Ronem, stała się dla mnie jak druga córka.
— Zobaczysz, kochanie, wszystko zakończy się dobrze. Hermiona to silna, dzielna dziewczyna. Na pewno sobie poradzi. — Uśmiechnął się lekko, a następnie w całej kuchni zapanowała cisza. Spojrzeli sobie w oczy.
Ich miłość była niezwykła. Trwała już tak wiele lat, a uczucie z dnia na dzień zyskiwało na sile. Obok siebie czuli się bezpiecznie. Mimo dojrzałego wieku, ze sobą byli wciąż młodzi, tak jak wtedy, kiedy się poznali. Beztroscy. Wolni od zmartwień. Ich ciepłe głosy uspokajały siebie nawzajem. Wystarczyło im jedno krótkie spojrzenie, by z oczu drugiej osoby wyczytać wszelkie emocje.
Spędzili w kuchni jeszcze kilka minut, siedząc obok siebie, wsłuchując się w swoje spokojne, równe oddechy, a następnie opuścili pomieszczenie, by móc w końcu położyć się spać. Musieli być gotowi na to, co przyniesie kolejny dzień. Wyspani i wypoczęci, gdyż wiedzieli, że jutro może zadecydować o dalszych losach Hermiony i Dracona. Przynieść im nowe informacje i nakazać podjąć decyzje. Z całego serca pragnęli, by to wszystko już się skończyło i każdy wyszedł z tego bez szwanku. Mimo wszystko było to niemalże niemożliwe.
Sytuacja była naprawdę okrutna.
Okrutne także było to, jak mocno los pokrzywdzić może jednego niewinnego człowieka.

***


 Cześć wszystkim! :) Tak jak zapowiadałam, dzisiaj publikuję pierwszy rozdział. Co do kolejnego - pojawi się on nie później niż za dwa tygodnie. Jednakże nie wiem, na kiedy dokładnie się wyrobię. Planuję także świąteczną miniaturkę, ale to nie jest jeszcze pewne. Chcę podziękować wszystkim komentującym, bo dzięki Wam wiem, że ktoś tutaj jest i interesuje się moim opowiadaniem. Mam nadzieję, że się podoba, no i cóż... do kolejnej notki!
Hermenegilda <3

14 komentarzy:

  1. Bardzo podobał mi się rozdział :) Fajnie, że rodzice Rona przejmują się Hermioną. Tak w ogóle, nie widzę zakładki ,,Spam'', więc pozwolę sobie wkleić to tutaj:
    Zapraszam do Katalogu Ksiąg Zakazanych, który gromadzi potterowskie opowiadania! Dzięki zgłoszeniu swojego bloga do nas, powiększysz grono odbiorców, może nawet znajdziesz nowych, aktywnych czytelników! Dodatkowo, aktualnie trwa konkurs na Miniaturkę Miesiąca.
    Nie zwlekaj i dołącz do naszej społeczności już dzisiaj!
    http://katalog-ksiag-zakazanych.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział Ci się podobał :)
      Zaraz lecę dołączyć do Waszego katalogu!
      Pozdrawiam,
      Hermenegilda <3

      Usuń
  2. Ale emocje! Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. ^^

    Pozdrawiam i życzę miłego pisania i Wesołych Świąt!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że tutaj zostałaś <3 Dziękuję Ci za komentarz i również życzę wesołych świąt.
      Pozdrawiam,
      Hermenegilda

      Usuń
  3. Naturalnie, Twój blog został przyjęty do Katalogu Ksiąg Zakazanych.
    Oto post o Twoim dziele: http://katalog-ksiag-zakazanych.blogspot.com/2015/12/czasem-trzeba-poczuc-smutek-aby-moc.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej, przeczytałem zarówno prolog, jak i pierwszy rozdział. Mam parę pytań.
    Opowiadanie toczy się w jakim czasie? Po skończeniu szóstej klasy?
    Dlaczego Weasleyowie siedzą na Grimmauld Place, a nie w Norze?
    „Dzięki kilku szpiegom, których mieli w szeregach Czarnego Pana” Ktoś poza Snapem szpiegował?
    Przeczytałem rozdział dwa razy, bo chyba nie umiem czytać ze zrozumieniem.
    „Kolacja z pozostałymi członkami Zakonu także nie wyglądała lepiej. Godziny dłużyły się, nikt nie wiedział, co ze sobą zrobić.” Kto konkretnie był na tej kolacji, nie licząc Weasleyów? I jakie godziny, kolację je się do godziny maks. Tak sądzę.
    I czemu, do cholery, wszyscy siedzą sobie na miejscu, piją herbatkę, wygłupiają się, zamiast naprawdę zacząć coś robić? Przez cały rozdział jest tylko biadolenie o tym, że wszyscy są smutni, biedna Hermiona, Malfoy w sumie też, nie da się nic zrobić, ale... No właśnie, czemu się nie da? Nie widzę, żeby ktoś zadał sobie odrobinę trudu, by dowiedzieć się co się z nimi dzieje. :/ Tylko cały czas gadanie „nic się nie da zrobić, mamy związane ręce”. Dla pani Weasley Hermiona jest ponoć jak druga córka, a nie zainteresowała się w co ta dziewczyna się pakuje?
    Nie piszę tego, bo jestem złośliwy. Napisałem ten komentarz, bo stwierdziłem, że skoro przeczytałem rozdział to wypowiem się, co o nim sądzę, skoro Autorka tak bardzo o to prosi.
    Nie jestem chyba najlepszy w komentowaniu. :/
    Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Czuję się zagubiony, a to dopiero pierwszy rozdział. :(

    Mam nadzieję, że Cię to nie zniechęciło do dalszego pisania. :/

    http://lickanthronicon.blogspot.com/ Zostawianie linków „do siebie” to taki blogaskowy zwyczaj, prawda?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Na wstępie chciałabym bardzo podziękować za ten komentarz. Od zawsze miałam problemy z logiką w opowiadaniach i wciąż nad tym pracuję, więc Twój komentarz jest dla mnie niezwykle przydatny :)

      Co do Twoich pytań:
      1) tak, opowiadanie toczy się po zakończeniu szóstej klasy
      2) Weasleyowie siedzą w Norze z powodu trudnej sytuacji w świecie czarodziejów (chodzi tu głównie o wojnę)
      3) Poza Snapem szpiegowały inne osoby, co będę wyjaśniać w najbliższych rozdziałach
      4) Jeżeli chodzi o członków Zakonu... tutaj miałam na myśli osoby, które miały pomóc przy ratowaniu Dracona i Hermiony, co także będę wyjaśniać w najbliższych rozdziałach

      Nie przemyślałam wielu rzeczy, stąd wzięło się wiele błędów i teraz to widzę. Staram się, żeby było lepiej, pracuję nad tym, ale nadal nie jest dobrze. Wydaję mi się, że najlepiej nauczę się tego ćwicząc i słuchając konstruktywnej krytyki, bo... co innego mogę jeszcze zrobić?

      W żadnym wypadku mnie to nie zniechęciło, a wręcz przeciwnie - zmotywowało do dalszej i cięższej pracy. Raz jeszcze dziękuję.

      Usuń
    2. Wow. Cieszę się, że zachęcam ludzi. Cóż, to dopiero pierwszy rozdział, zobaczę jak to się rozwinie dalej.
      Mnie się wydaje, że Nora jest bezpieczniejsza niż Grimmauld Place.

      Usuń
  5. Zaciekawiłaś mnie, plus Hermiona i Draco to jedna z moich ulubionych par w HP ficach. Życzę weny twórczej :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Super rozdział ;)
    Bardzo ciekawie się zaczyna i na pewno będę czytać dalej ;)
    Pozdrawiam ~Basiabella
    PS. Nominowałam Cię do Liebster Blog Award , więcej informacji tutaj ;) : http://dramione-uczucia-rodem-z-cyrku.blogspot.com/2015/12/drugie-la.html

    OdpowiedzUsuń
  7. Ciesz się, że nie jestem tak spóźnialską osobą jak ty.
    No więc ten.
    Sztandar wprowadzić!
    Ktoś już wyżej wspomniał, że to trochę nie do końca ma sens. "nic się nie da zrobić", bla bla bla. Nikomu NIE CHCE SIĘ nic robić. I nie zgadzam się z tym, że Draco jest silny, czy odważny, bo to tchórz. No sorry, taki mamy klimat. Lecz nie mogę powiezieć, że Twoje opowiadanie jest przewidywalne, tak jak większość Dramione lub Jily/Sorcas, tzn. W Dramione:
    -Akcja dzieję się po wojnie
    -Draco i Hermiona mają wspólne dormitorium
    -Ron gwałci/bije/obraża/zostawia Hermionę
    -Blinny,
    czy też w Jily/Sorcas:
    -Gra w butelkę w pociągu - to już jest nudne.
    Tak więc opowiadanie zaczyna się ciekawie i oryginalnie.
    Ach, no i o co chodzi z Cho? Co z nią?
    Sztandar wyprowadzić.
    Pozdrawiam.
    Caroline Black Apple Nott-Silvercote
    PS. Ja bym nie wybrała Malfoya do tej misji.

    OdpowiedzUsuń
  8. Bardzo mnie zaintrygowałaś! Naprawdę! Będę regularnie odwiedzać Twojego bloga i czytała każdy rozdział.
    Jestem ciekawa, co dalej. Trochę denerwował mnie Harry z tymi czarnymi wizjami - przeważnie to Ron był bardziej "czarnowidzacy" niż Potter :) Jeszcze momentami miałam wrażenie, że pominęłaś opisy, które mogłabyś spokojnie dodać i rozdział by na tym dużo zyskał, np: kto był na kolacji? Co działo się na kolacji? Jakieś propozycje pomocy, zrobienia czegoś, czegokolwiek byłoby o wiele bliższe "prawdziwym" bohaterom - chodzi mi o to, że jako Zakon Feniksa każdy / większość, chciałoby działać - nawet Bliźniacy :)
    Pozdrawiam i liczę, że z rozdziału na rozdział będzie coraz lepiej,
    Jeanne
    http://dracon-and-hermione.blogspot.com (kiedyś dracon-and-hermione.blog.onet.pl)
    PS. Czy mogę dodać Twój blog do tabelki "Czytam" u siebie na blogu? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję bardzo za ten komentarz, rozdział kolejny jest w trakcie pisania :) Będzie mi bardzo miło, jeżeli dodasz mój blog do tabelki "Czytam", naprawdę! Możesz też zaobserwować, żeby być na bieżąco.
      Pozdrawiam serdecznie,
      Hermenegilda

      Usuń
  9. Kochani, jestem w trakcie pisania rozdziału drugiego, połowę mam już za sobą :) Na pewno pojawi się on do 14 lutego, mam nadzieję, że z powodu dłuższej przerwy, spowodowanej końcem semestru w mojej szkole, nie zapomnicie o moim blogu ;)
    Pozdrawiam serdecznie,
    Hermenegilda

    OdpowiedzUsuń